sobota, 26 lipca 2014

Ktoś musi mieć niezły ubaw...

Bóg, Wszechświat, Źródło - niezależnie jak nazwać tą siłę, która plecie nici życia, musi mieć naprawdę duże poczucie humoru i zacięcie eksperymentatora - zobaczymy co się stanie, gdy splotę te nitki...

Napisałam tu całkiem pokaźną notkę, ale... to chyba nie jest coś, co chciałabym publikować. Więc skasowałam...

Z jednej strony jest cudownie, z drugiej wszystko się pokomplikowało i nie wiem co dalej, jak, gdzie, kiedy...
Mimo że komplikacje sprawiają mi... nam... ból - to jeszcze nigdy nie czułam się tak cudownie, tak szczęśliwa. Nie wiem czy to przetrwa, nie wiem co dalej. Ale cieszę się, że się wydarzyło. I nigdy nie będę żałować.
Kocham Cię, S :*

środa, 2 lipca 2014

If you haven't found it yet - keep looking

To zdaje się Steve Jobs raczył powiedzieć. No to szukam...
Ostatnie dwa miesiące były w pewnym sensie absurdalnym snem, w którym żyłam w jakby dwóch równoległych wszechświatach, przedzielonych półtoragodzinnym dojazdem autobusowym. I w żadnym z nich nie byłam tak naprawdę. I dziwne to wszystko wyszło, niespodziewane zwroty akcji, konieczność podejmowania szybkich decyzji - dość, rzekłabym, poważnych.
Ostatni rozdział się zamknął zanim się tak naprawdę otworzył. Dziś jest podwójna okładka. Koniec tomu pt. Gdańsk. Początek nowej książki pt. Kołobrzeg. Kolejna przeprowadzka. Kolejna zmiana. I kolejne pokłady nadziei, że się wyprostuje, że będzie dobrze, że... że po prostu będę szczęśliwa.

Ostatnie dni upłynęły mi na pakowaniu dobytku i nieradzeniu sobie emocjonalnie z tymi przenosinami. Tak bardzo chciałam zostać w Trójmieście, pod to podejmowałam inne decyzje... a tu się okazało, że klops. Życie. Rano wszystkie kartony wyjechały z mojego pokoju. Puste ściany, kilka tutejszych mebli. Mam z jednej strony nieodparte poczucie żalu, bo fajnie w Gdańsku było, bo dobrze było znów mieszkać z kimś, nawet jeśli to tylko koledzy ze stancji (a trafiłam naprawdę na najlepszych!), bo sporo się tu wydarzyło, sporo zmieniło - we mnie. Żal mnie też pewien ogarnia na myśl o tych wszystkich możliwościach, których tu nie wykorzystałam. Mam nadzieję, że wyciągnęłam wnioski na przyszłość.
Z drugiej strony w takich pustych ścianach jest też pewna nadzieja. Obietnica czegoś nowego, nowego startu, białej kartki, gotowej do zapisania nowymi przeżyciami, nowymi relacjami, nowymi przygodami.
Jestem rozdarta, bo jest to pierwsza moja przeprowadzka, której nie chcę. Dotychczas zawsze chciałam wyjechać do czegoś innego, nowego. A teraz... faktycznie, do pracy mnie ciągnie. Ale do miejsca... Czy ja wiem. Kołobrzeg jak by nie patrzeć to moje miasto rodzinne. To ma swoje plusy i minusy. A czego więcej - wyjdzie w praniu.

W ogóle taki prawie pusty pokój przypomina mi bardzo moje początki w Zurychu :) Też było pusto, kilka podstawowych mebli, podstawowe wyposażenie, absolutnie minimalistycznie. To niesamowite, jak niektóre uczucia i wspomnienia wracają niespodziewanie. I pomyśleć, że to już prawie pięć lat od początku mojej emigracyjnej przygody minęło! Niesamowite...

Czas umyć podłogę... :)