niedziela, 16 lutego 2014

Na Południe

Był kiedyś taki serial, o detektywie i kolesiu z Królewskiej Konnej. Fajny był, lubiłam. A tytuł często jakoś tak mi podpasowuje w prywatnych dążeniach.
Miałam mocne postanowienie napisać jeszcze coś w styczniu, ale pod koniec dopadła mnie paskudna chandra i nie chciałam wylewać żółci na moją bursztynową kropelkę internetową, negatywności jest w internetach wystarczająco dużo, nie będę się niepotrzebnie dokładać.
Trochę popracowałam nad swoim nastawieniem i dobry humor wrócił, a z nim zapał, siły i wiara w tzw. lepsze jutro. Czego wszystkim życzę :)
Kierunek południowy prześladuje mnie od dłuższego już czasu - a w ostatnim tygodniu wreszcie!!! udało mi się tam wybrać, konkretniej do Grodu Kraka. Krakowa długie lata nie lubiłam. Zawsze gdy tam byłam, coś wychodziło nie tak. Zmiana o 180 stopni nastąpiła nagle, jakieś dwa czy trzy lata temu - i ten stan się, ku mojemu zdziwieniu, utrzymuje. Nie wiem jak to określić poza tym, że... jakoś rezonuję z tym miastem. Jest mi tam dobrze. Czuję się na właściwym miejscu. Od jakiegoś czasu zupełnie nie czuję tego w Trójmieście. Cóż, zmiany, zmiany, zmiany...
Do Krakowa pojechałam na miniaturowy urlopik i na rozmowę w sprawie pracy. Pobyt udał się przepysznie! W poniedziałek na wjeździe do miasta udało mi się i na horyzoncie uśmiechnęły się do mnie ośnieżone granie Tatr!!!!! Mogłabym tych wykrzykników postawić jeszcze z milion a i tak nie oddałyby mojej euforii na ten piękny widok. Ciągnie mnie w góry coraz mocniej z każdym tygodniem. Zaczytuję się książkami tematycznymi (ostatnie moje odkrycie: "Zwyciężyć znaczy przeżyć. 20 lat później" autorstwa Aleksandra Lwowa. Gorąco polecam!!!! To jedna z tych książek, od których nie mogłam się oderwać, w którą wlazłam cała po uszy, a po jej zakończeniu było mi smutno, bo... nagle zniknęły z mojego życia opisywane osoby i zdarzenia -  i już nigdy nie przeżyję tej fascynującej przygody jaką było czytanie jej po raz pierwszy...), śledzę kamerki internetowe górskie, wyciągnęłam mapy górskich okolic, których mam zaiste niezły zbiór... W tym roku nie odpuszczę, pojadę w góry choćbym miała się czołgać po Pieninach czy Beskidach tylko! Od kilku dni ruszam też cztery litery i wzmacniam mięśnie nóg i brzucha, coby wspomniane litery móc w jakiś normalny jednak sposób po pagórach przeciągnąć. Po cichu liczę na to, że odpowiednie przygotowanie fizyczne i kondycyjne pozwoli się zregenerować mojemu kręgosłupowi i kolanom - i uda mi się choć spróbować wspinaczki. Zdaję sobie sprawę, że ten rozdział może być dla mnie zamknięty - ale muszę przekonać się o tym empirycznie!
Wracając do rozmowy - chyba pierwszy raz w życiu nie jestem zadowolona z tego jak wypadłam. Cóż... Pierwsze koty za płoty. Jestem absolutnie zdecydowana na przeprowadzkę na południe, więc będę próbować do skutku. Tam są góry, tam też jest intensywne "życie lotnicze", są przyjaciele... To mój cel numer 1 na ten rok. Rzekłam.
Tymczasem nad Trójmiastem świeci słońce a po niebie gnają cudne białe baranki. Czas chyba na spacer po plaży na Stogach. Dziś, wyjątkowo, bez aparatu w łapce :)