niedziela, 10 listopada 2013

Urodzeni 10 listopada :) Czyli Pani Lori wskakuje 32 na licznik!

Tradycyjnie, jak co roku - za portalem czary.pl:

Urodzeni 10 listopada są odważni i dociekliwi. Szanują prawdę i odważne poglądy. Są dobrymi dziennikarzami, wspaniałymi publicystami i mądrymi komentatorami. Znają się na ludziach i trudno ich oszukać. W odnoszeniu życiowych sukcesów pomaga im bardzo dobrze rozwinięta intuicja. Szybko się uczą i nie obawiają nowości i eksperymentów. W miłości są czuli i wierni, imponują im osoby inteligentne i wykształcone. Szczęśliwa cyfra: trzy. Kamień szlachetny: topaz. Sprzyjający Znak Zodiaku: Bliźnięta.

32 lata już chodzę po tym fizycznym planie. Ostatni rok był dobry, zdecydowanie. Dużo się wydarzyło. Dużo się zmieniło. Jestem szczęśliwa. Mam plany na kolejny, 33ci rok. Czuję, że będzie jeszcze lepszy niż poprzednie. I tego właśnie sobie życzę. I bym za rok mogła napisać - ten 33ci rok życia był najlepszy ze wszystkich dotychczasowych! Takie jest założenie, taki plan, taki cel. Do wykonania przystępuję od zaraz! Bo na co czekać :) I'll keep you posted ;)

piątek, 1 listopada 2013

Zostały dwa miesiące...

Wiem, wiem, dziś powinnam pochylic się nad grobami, zapalić wirtualną świeczkę dla wszystkich, którzy w przeciągu ostatniego roku odeszli do wieczności, bla bla bla.
No jakoś nie teges, sorry.
Dziś miałam akurat nastrój na sprzątanie, pranie, gotowanie i wzdychanie. A bo właśnie chwilowo jest do kogo. No ale powoli i po kolei.
Październik był iście zwariowany - w każdy weekend gdzieś wybywałam. I każdy był super!
W pierwszy - pracowa integracja - o czym już wspominałam w poprzednim wpisie.
W kolejny dotarłam do Rodzicieli do Kolberga i było przemiło :)
trzeci weekend to parapetówka u kumpeli w Gdyni. Miałam pojechać na 2-3h, wracać SKMką o 21:30 najpóźniej. No i w rezultacie wsiadłam do SKM o 5:30 rano... Było mega!
Zaś tydzień temu byłam w Warszawie, by towarzyszyć jednej z moich absolutnie najbliższych przyjaciółek oraz dobremu kumplowi podczas gdy składali sobie przysięgę małżeńską - i później, gdyśmy to podniosłe wydarzenie świętowali w podpowsińskim ośrodku :) Było prze-mega!!!!! Wyglądałam tak, ze nawet sama byłam z tego zadowolona, a konkretnie to tak:

No i stała się rzecz dość niespodziewana - po ponad pół roku od rozstania z J. serducho mi mocniej zabiło... I to podwyższone tętno mi się utrzymuje, chwilowo przynajmniej. Pożyjemy zobaczymy, ale przede wszystkim się cieszę, że I;m back on the market :)

A do tego taj stwierdziłam, ze skoro katuję ludzi na FB zdjęciami tego co sobie upichciłam, to tu też mogę! No :) Zatem - dzisiejsze nadziewane papryczki :)
Wyszło niebo w gębie! Jutro będę za to katować bakłażana :)

A za nieco ponad tydzień zaczynam nowy rok życia... Dobry moment, coby podsumowanie małe tego jeszcze bieżącego zrobić. Coś tak czuję, że wyjdzie pozytywnie, to podsumowanie... :)


Aaaaa, byłabym zapomniała. Kilimandżaro chodzi za mną od dobrych 3-4 lat i jakoś się nie mogę na nie wybrać. Ale wymyśliłam sobie projekt, w ramach którego wreszcie powinnam tam dotrzeć!
Volcanic_Seven_Summits  - jestem ciekawa, czy podołam, czy porywam się z motyką na słońce... I czy nie zabraknie mi zapału...

To tak na gorąco, z mojej zwichrzonej głowy. Ogólnie jest piękne. Kocham moje życie. Już to chyba kiedyś pisałam? :)