piątek, 1 listopada 2013

Zostały dwa miesiące...

Wiem, wiem, dziś powinnam pochylic się nad grobami, zapalić wirtualną świeczkę dla wszystkich, którzy w przeciągu ostatniego roku odeszli do wieczności, bla bla bla.
No jakoś nie teges, sorry.
Dziś miałam akurat nastrój na sprzątanie, pranie, gotowanie i wzdychanie. A bo właśnie chwilowo jest do kogo. No ale powoli i po kolei.
Październik był iście zwariowany - w każdy weekend gdzieś wybywałam. I każdy był super!
W pierwszy - pracowa integracja - o czym już wspominałam w poprzednim wpisie.
W kolejny dotarłam do Rodzicieli do Kolberga i było przemiło :)
trzeci weekend to parapetówka u kumpeli w Gdyni. Miałam pojechać na 2-3h, wracać SKMką o 21:30 najpóźniej. No i w rezultacie wsiadłam do SKM o 5:30 rano... Było mega!
Zaś tydzień temu byłam w Warszawie, by towarzyszyć jednej z moich absolutnie najbliższych przyjaciółek oraz dobremu kumplowi podczas gdy składali sobie przysięgę małżeńską - i później, gdyśmy to podniosłe wydarzenie świętowali w podpowsińskim ośrodku :) Było prze-mega!!!!! Wyglądałam tak, ze nawet sama byłam z tego zadowolona, a konkretnie to tak:

No i stała się rzecz dość niespodziewana - po ponad pół roku od rozstania z J. serducho mi mocniej zabiło... I to podwyższone tętno mi się utrzymuje, chwilowo przynajmniej. Pożyjemy zobaczymy, ale przede wszystkim się cieszę, że I;m back on the market :)

A do tego taj stwierdziłam, ze skoro katuję ludzi na FB zdjęciami tego co sobie upichciłam, to tu też mogę! No :) Zatem - dzisiejsze nadziewane papryczki :)
Wyszło niebo w gębie! Jutro będę za to katować bakłażana :)

A za nieco ponad tydzień zaczynam nowy rok życia... Dobry moment, coby podsumowanie małe tego jeszcze bieżącego zrobić. Coś tak czuję, że wyjdzie pozytywnie, to podsumowanie... :)


Aaaaa, byłabym zapomniała. Kilimandżaro chodzi za mną od dobrych 3-4 lat i jakoś się nie mogę na nie wybrać. Ale wymyśliłam sobie projekt, w ramach którego wreszcie powinnam tam dotrzeć!
Volcanic_Seven_Summits  - jestem ciekawa, czy podołam, czy porywam się z motyką na słońce... I czy nie zabraknie mi zapału...

To tak na gorąco, z mojej zwichrzonej głowy. Ogólnie jest piękne. Kocham moje życie. Już to chyba kiedyś pisałam? :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz